Trwając, od Bóg jeden wie jakiego czasu, w mojej cudownej tradycji popadania ze skrajności w skrajność, zgodnie z przyjętą przeze mnie kolejnościa wypadków, przyszedł czas na bezgraniczną radość! Zawsze tak mam, gdy osiągnę zbyt niski dla mojej psychiki, poziom dna emocjonalnego. Nie wgłębiając sie w szczegóły tej przypadłości, powiem tylko, że za jej objawy, można przyjąć czynności, takie jak:
napady śmiechu, w najmniej odpowiednim do tego momencie (co sprawia, że wszyscy naokoło zastanawiają się, czy aby napewno nic mi nie jest);
skakanie po całym mieszkaniu jak dziki osioł (lub też pijany zajac, określenie zależy od interpretacji patrzącego się na mnie jak na debila osobnika(głównie jest to tylko mój pies, ponieważ przy ludziach staram się jeszcze nad sobą panować));
robienie generalnych porządków we wszelkich szufladach i szafkach (wyrzucanie wszelkich zbednych kartek i porządkowanie tych, które się jeszcze przydadzą);
ewentualnie robienie przemeblowania w moim pokoiku (nie wiem co tu jeszcze można zmienić więc tym razem chyba nici z tego..);
reakcja niesamowitym entuzjazmem na myśl o tym, że mam sie uczyć (rychło w czas, akurat jutro mam odpowiedź ze średniowiecza);
dzikie wycie przy muzyce (w założeniu ma to przypominać śpiew, ale jakoś nie zwacam uwagi na to, zwłaszcza kiedy muzyka gra tak głośno, że głośniej już się chyba nie da (aż dziwne, że od tylu lat sąsiedzi się jeszcze nie przyczepili, wytrzymałe bestie;)))
niepochamowana potrzeba oglądania kreskówek (lepszych, gorszych, co za różnica, ważne, żeby były)
i jeszcze parę innych o których pewnie zapomniałam albo wstydzę sie wspomnieć ;P Ach! No tak! Zapomniałam jeszcze dodać wstawanie rano około godziny 5.30 niewiadomo po co.. Więc, (jak już mówiłam chyba, a może i nie) zabieram się do porządkowania wszystkiego, co znajdę w moim pokoju..
No i niech mi ktoś powie, że nie jestem nienormalna :)