Archiwum listopad 2003, strona 2


lis 13 2003 Over the hills and far away..
Komentarze: 12

Moje pragnienia zdobyły nade mną władzę, nie wiem, czy dobrze postąpiłam. Ale nie ma już odwrotu. Boję się, że nie zrozumiał tego jak należy, ale to już jego problem.

Trudno jest mi ocenić sytuację. Z jednej strony nie chcę zranić, ale z drugiej przemawia przeze mnie egoizm. A może to nie egoizm, tylko poprostu 'instynkt samozachowawczy'? Wiem, że nie robię nic złego, ale boję się, bo mam świadomość, że istnieją słowa, którymi mogłabym Go zabić. Nie chcę tego, ale czasami w mój umysł wkrada się przekonanie, że to jedyny sposób, żeby uwolnić się od tego wszystkiego. Nie chcę podejmować żadnych radykalnych decyzji, bo sama jeszcze nie wiem, jak czuję się w tej sytuacji. Do niedawna myślałam, że nic do Niego nie dociera, ale okazało się, że chyba jednak tak. Pogubiłam się już, to wszystko jest za skomplikowane. Niech się dzieje co chce, ja nic nie obiecywałam i niech tak pozostanie. Na Jego interpretację nie mam wpływu (chyba..).

 Chciałabym zadać pewne pytanie, skierowane do Mężczyzn: Czy Wy musicie wszystko tak komplikować i tworzyć tak zawiłe sytuacje tam, gdzie są one zupełnie niepotrzebne?

Dziękuję za uwagę!

psycho : :
lis 12 2003 A quiet voice of pessimism..
Komentarze: 2

Najwyższa pora spojrzeć prawdzie w oczy. Pragnienia mojej duszy nie mogą zostać wymazane, jak błędne słowo w notatniku. Mogę je tłumić, mogę starać się o nich zapomnieć, ale one zawsze znajdą jakąś niepilnowaną drogę, żeby wydostać się na zewnątrz. Mogę się oszukiwać, odnajdując ukojenie i spokój serca, ale na dłuższą metę to nie ma żadnego sensu. Przyznaję - potrzebuję. Ale wybawienie, jeżeli istnieje, jest bardzo daleko i nie wiem, czy zdoła mnie odszukać, a ja nie mam już siły mu pomagać. Z roku na rok staram się uwierzyć, ale nadzieja równie systematycznie maleje. To pragnienie, niewypełnione, zabija mnie z każdym dniem, nie wiem już jak się przed nim bronić, ale staram się. Nie poddaję się. Prowadzę samotną walkę z bólem przeszywającym mą duszę.

'...So much to live for, so much to die for,
if only my heart had a home...
(...)My loveletter to nobody...'

psycho : :
lis 12 2003 Sądny dzień..
Komentarze: 6

7.00 rano, nad uchem słyszę histeryczny krzyk mojej rodzicielki: 'Wstawaj! Jest 6.45!'. Nie spojrzawszy na zegarek spokojnie wstałam i powoli się przeciągając, zmierzyłam ku łazience. Siedząc z mokrą już głową na wannie, zerknęłam na tarczę mojego kata, który okazał się wskazywać 7.15. Przez głowę przemknęła tylko jedna myśl: 'Zabiję!'. Jak się okazało, obudzona zostałam o 7.05. (kurwa..) Szukając czystych skarpetek, jednocześnie usiłowałam umyć zęby (to nie takie łatwe jak by się mogło wydawać..). W końcu udało się! Szukając zegarka, a jednocześnie zakładając spodnie (zadziwiające tempo żadko bywa skuteczne..), runęłam z hukiem na podłogę. (kurrwa!) Przerażenie ogarnęło resztki mojego zdrowego rozsądku, ponieważ wskazówki pokazywały już godzinę 7.35! Z mokrą jeszcze głową, pakowałam się w dzikim pędze. W międzyczasie, ze zdumieniem zauważyłam, że zamknięta przeze mnie przed chwilą torebka, nadal jest otwarta. Super! Suwak się zepsuł..*(kurwa..) Postanowiłam nie szarpać się dłużej ze złośliwym przedmiotem i rzuciłam go w kąt. Zadowolenie z szybkości, z jaką wysuszyłam włosy, szybko mnie opuściło. Godzina 7.49, a ja jeszcze nie wyszłam! (kurwa, kurwa!) Szarpnęłam złośliwą torebkę, kurtkę i próbując wydostać się z przeklętego mieszkania, rzuciłam w powietrze coś, co miało przypominać 'Pa!'. O zgrozo, że też ja nie umiem trzymać języka za zębami. Z pokoju rozległ się głos mojej zaspanej jeszcze rodzicielki: 'Oczywiście wyprowadziłaś psa?'(to było coś w rodzaju pytania retorycznego, przepełnionego sarkazmem).. (kurwa, kurwa, kurwa!) Odpowiedziałam równie miło: 'No Ty chyba żartujesz, a może mam się spóźnić do szkoły?'. Chciałam wyjść ale nieee.. Musiałam odsłuchać swojego: 'To może wypadałoby mi o tym powiedzieć, czy mi się tylko tak wydaje?' (kurwa, kurwa, kurwaaaa!). Wreszcie udało mi się wydostać z tego obozu koncentracyjnego. Słuchawki na uszach, w słuchawkach Paradiselost, biegnę na przystanek. Powoli się uspokajam. Ale jak sie miało zaraz okazać, to nie był koniec moich przygód. byłam jakieś 100 m od przystanku, kiedy zobaczyłam jak spokojnie koło mnie przejeżdża mój autobus (kurwa kurwa kurwa kurwa!!). Na następny czekałam 10 minut, niestety z niego musiałam się przesiąść.  Wysiadając zauważyłam jednak, że nadjeżdża mój drugi autobus. Na szczęście zdążyłam do niego dobiec. Jadę.. Za chwilę będę w szkole, ale jest już 8.13! Nie zdążę na 8.15. Światła! Czerwone! Nieeeeee! W tym momencie zrozumiałam, jak uświadomienie sobie jednego małego szczegółu, może sprowadzić człowieka do poziomu robaka: 'Przecież ja mam dziś na drugą lekcję!'.. (kurwa kurwa kurwa kurwa KURWAAAAA!)
Tym sposobem będąc szaleńczo wściekła, nie wiem już czy na autobus, torebkę, czy na samą siebie, byłam również kompletnie wyczerpana.. Nie miałam nawet siły słuchać, co się dzieje na lekcjach.. I tak przejechałam się na własnej głupocie..:
Swoją drogą, autobusy żeczywiście mogłyby jeździć punktualnie, ale czy nie wymagam zbyt wiele?

* Trzeba wam wiedzieć, że mam pierdolca na punkcie zamykania torebki, czy plecaka i pilnowania swoich rzeczy.. (może i chore ale skutkuje..)

psycho : :
lis 11 2003 Away..
Komentarze: 3

Pośród kolorowej ciemności,

przez zamknięte usta,

wydaję z siebie krzyk.

 

Zatkanymi uszami słyszę,

jak odbija się od ścian pustki.

Martwymi oczami pochłaniam światło głębi,

która mówi do mnie ciszą.

 

Zatkanym nosem wciągam zapach słońca,

które roztacza swe promienie w środku nocy.

Przez niewidzialne palce przepływa woda,

płynąca strumieniem suchego potoku na pustyni.

 

Zatrzymane już dawno serce,

bije w rytm głuchej pustki..

 

Obłąkanym umysłem szukam logicznego absurdu,

który oswobodzi mnie z więzów wolności.

Rozpadam się w całość, śmiejąc się łzami..

 

Zgubiłam się....

 

psycho : :
lis 10 2003 '..The sweet piano writing down my life..'...
Komentarze: 3

Z przykrością patrzę, jak każdego dnia coraz bardziej popadam w rutynę dnia codziennego. Chciałabym coś zmienić, ale nie mam na to ani czasu, ani siły. Przebudzenie - nauka - sprzątanie - nauka - sen. Moja rozterka wydaje się śmieszna, jednak mnie brakuje jakiejś odmiany. Nigdy nie lubiłam tkwić za długo w jednym miejscu. Ale cóż zrobić w tym wypadku? Uczyć się trzeba, nie sprzątać też nie wypada, cała reszta czynności to tylko kilkuminutowe sprawy, które nie zdołają mnie wyciągnąć z tego koła, w którym się zamknęłam. Bynajmniej nie chodzi mi o chodzenie na huczne imprezy z piciem do rana, czy kultowe dyskoteki, bo tak naprawdę nigdy za nimi nie przepadałam. Ale siedzenie w domu i myślenie cały czas o maturze mnie wykańcza! 'Matura' - nie mogę już znieść brzmienia tego słowa, które plącze mi się między myślami 24 godziny na dobę! Wariuję powoli siedząc kolejny dzień, tydzień w domu. Chciałabym stąd wyjechać,  na jakieś 4-5 dni, nie oglądać ludzkich twarzy i nie słyszeć ich głosów. Chciałabym wreszcie się od nich uwolnić na jakiś czas. Jednak los mój obrał inną ścieżkę i nie pozostaje mi nic innego, jak pogodzić się z nim i przyzwyczaić do obrotu, jaki przybrały sprawy. Jak widać nie zanosi się na żadną zmianę..

'..So much more I wanted to give to the ones who love me..
I'm sorry..
Time will tell (this bitter farewell)..'

psycho : :