Archiwum 27 listopada 2003


lis 27 2003 Say it isn't so...
Komentarze: 8

Jak mogłam sie spodziewać, entuzjazm i ogólna fascynacja wszystkim, co znajduje sie naokoło, musiały sie skończyć prędzej czy później. Tym razem jednak stało sie to szybciej, niż przypuszczałam. Duch został zdominowany przez obojętność, która gorsza jest od najpotężniejszego smutku. Dlatego, pozwoliłam umysłowi zająć się sprawami bardziej przyziemnymi, niż do tej pory.

Musiałam ostatecznie zadeklarować sie w sprawie przedmiotów, wybranych przeze mnie na maturę (brrrrr.. aż mnie trzęsie jak słyszę to słowo..). Cały czas jednak, zastanawiam się, czy podjełam odpowiednią decyzję. Mam nadzieję, że nie będę jej żałować. Mam coraz wiecej wątpliwości związanych z drogą, którą wybieram.

Mój wychowawca potrafi człowieka podnieść na duchu.. Kiedy dowiedział sie, na jakie kierunki studiów sie udaję (to znaczy na jakie mam zamiar zdawać), głośno i znacząco sie roześmiał, po czym jeszcze zapytał, czy ja mam pojęcie chociaż na czym te przedmioty polegają, czy wogóle mam pojęcie o czym mówię :. Dobiło mnie to, ponieważ przynajmniej z jednego z tych przedmiotów (paradoksalnie z tego właśnie, z którego najbardziej sie śmiał) jestem dość dobra i nie mam kłopotów. Poczułam sie jak kompletne zero! Nie wiem, jaki miał w tym cel, ale jeżeli zmotywowanie mnie, to niestety efekt jest odwrotny. Nie, poprostu nie wiem nawet, jak to nazwać. Czuję się podle. Coraz bardziej boję się, że nic z tego nie bedzie.. Kurwa! Wkurzył mnie no! :(

Ja naprawde nie czuję, żebym miała zbyt wygórowane ambicje! A może mam? :(

psycho : :